niedziela, 30 czerwca 2013

5. Kiss

~music~

Dzień trzeci
Jestem już tutaj trzeci dzień. Zostały jeszcze cztery. Nie wiem, co stanie się później. Śmierć? Być może. 
Jak zwykle obudziły mnie promienie słońca. Lekko się przeciągnęłam i podeszłam do okna. Chciałam chociaż przez chwilę popatrzeć na zieleń. Nie byłam na zewnątrz przez trzy cholerne dni spędzone tutaj. Codziennie chodziłam na spacery. Dopóki nie zostałam porwana. To przez to całe moje życie się zmieniło. Nie chcę sobie nawet wyobrażać, co czuje teraz moja przyjaciółka. Pewnie umiera ze strachu. A moi rodzice? Cóż... myślę, że skończyli już z poszukiwaniami i poddali się po trzech dniach. Nie zdziwiłabym się, gdyby tak było. 
Podeszłam do szafy i wygrzebałam jakieś krótkie spodenki i koszulką ze SpongeBob'em. Pomimo tego, że zostałam porwana to nie miałam tutaj jakiś najgorszych warunków. Miałam dostęp do łazienki, ubrania, wszystkiego. Może oprócz wolności. Byłam pilnowana, jakbym była jakimś więźniem, albo kryminalistom. 
W łazience poszło mi dość szybko, dlatego postanowiłam zejść na dół. Dzisiaj wstałam bardzo wcześnie. 8.12 to dla mnie bardzo wczesna godzina. Zazwyczaj o tej porze dopiero chodziłam spać. No, ale cóż. Czasy się zmieniają. Nic na to nie poradzimy. 
Kiedy weszłam do salonu zastałam trochę dziwny widok. Harry chyba ćwiczył. Muszę powiedzieć, że brunet jest bardzo przystojny. Zwłaszcza teraz, kiedy jego biała koszulka idealnie podkreśla jego mięśnie i tatuaże. Zauważyłam, że każdy miał tutaj tatuaże. Jednak Harry miał je w największej ilości. Najbardziej podobały mi się dwie jaskółki nad jego piersią. Zastanawiam się, skąd miał taki pomysł. Dwie jaskółki zwrócone w swoją stronę. 
-Harry? - zapytałam - Dlaczego dwie jaskółki?
Chłopak, kiedy usłyszał mój głos lekko się wzdrygnął. Jednak, kiedy mnie zobaczył uśmiechnął się.
-Jedna jaskółka jest dla mojej mamy, druga dla siostry - powiedział lekko smutny. 
Widziałam, że temat rodziny jest dla niego trudnym tematem, więc postanowiłam nie pytać o więcej. Myślę, że kiedy będzie gotowy, żeby mi o tym powiedzieć, zrobi to. Nie chcę naciskać. 
Uśmiechnęłam się lekko i ruszyłam do kuchni, by nalać sobie wody. Kiedy wchodziłam do kuchni zauważyłam czarnowłosą dziewczynę, siedzącą na krześle w kuchni. Przez chwilę przeszło mi przez myśl, że jest to jakaś kolejna zabawka Niall'a, ale po dłuższym zastanowieniu nie wyglądała na dziwkę.
-Hej, jestem Rose - uśmiechnęła się szeroko - Siostra Zayn'a.
-Cassie - również się uśmiechnęłam.
Usiadłam obok niej i zaczęłam pić wodę. Kątem oka  na nią spojrzałam. Była bardzo ładna. W porównaniu do niej byłam jakimś gównem. 
-Posłuchaj - zaczęła - Bardzo mi przykro, że tu jesteś.
Spuściła głowę. 
-To nie twoja wina - uśmiechnęłam się lekko. 
-Wiem, ale czuje się winna - ponownie spuściła głowę.
-Cassie, my wychodzimy! - usłyszałam męski głos - Rosalie będzie miała cię na oku. 
Wychodzą? Gdzie? Jednak zostanę sama. Muszą mi naprawdę ufać. Albo wiedzą, że i tak nie mam gdzie uciec. 
Kiedy usłyszałam zamknięcie drzwi uśmiechnęłam się.
~*~
-Kiedy ostatnio byłaś na zewnątrz? - zapytała Rose.
-Jakieś cztery dni temu - powiedziałam smutna.
Ona tylko złapała mnie za rękę i wyprowadziła z domu. 
-Zrobimy sobie spacer - pisnęła uradowana.
Muszę przyznać, że już polubiłam tą dziewczynę. Była taka szczęśliwa i aż zarażała tą energią, której miała za dużo. 
Wyszliśmy z domu, a ja dopiero teraz zauważyłam, że wcale nie mieszkamy na jakimś pustkowiu, gdzie nie ma cywilizacji. Jest tutaj kilka domów. Bez problemu mogłabym uciec. Jednak wiem, że z moją psychiką nie dałabym rady. Nie wytrzymałabym takiej ucieczki. Za bardzo bałabym się konsekwencji. 
Spacerowaliśmy po ulicach Nowego Jorku. To miasto było naprawdę piękne, ale nic nie dorówna Los Angeles. 
-Tak właściwie, to skąd jesteś? - zapytała po chwili szatynka.
-Los Angeles - kiedy to powiedziałam, ona uformowała usta w kształt litery "o". 
-A wy mieszkacie tutaj od urodzenia? - zapytałam.
Szybko zaprzeczyła głową. 
-Mieszkaliśmy w Bradford, tyle, że ze spraw "biznesowych" - zrobiła nawias palcami - Przeprowadziliśmy się tutaj. Później Zayn poznał chłopców i już tak zostało. 
Kiedy skończyła mówić wzruszyła ramionami. Chyba niezbyt przepadała za swoim obecnym życiem. Nie kręciło ją walki, broń, narkotyki. Była zwykłą dziewczyną, której brat wykonuje brudną robotę i tym samym niszczy jej życie, prawdopodobnie nie wiedząc o tym. 
~*~
Wróciłyśmy do domu, ale chłopców jeszcze nie było. Postanowiłam, więc że pójdę do swojego pokoju. Kiedy przechodziłam przez długi korytarz na górze otwarte drzwi przykuły moją uwagę. Były to drzwi do pokoju Niall'a. I tak go nie ma, więc postanowiłam tam zajrzeć. 
Na początku wydawało mi się, że to zwykły pokój. Niebieskie ściany, łóżko pod oknem. Normalny pokój. Na jednej ze ścian wisiały zdjęcia. Spojrzałam na jedno z nich. Był tam mały Niall, mała dziewczynka i dorosła kobieta. To zdjęcie bardzo mnie zaciekawiło. Nie wiedziałam, ze blondyn ma rodzinę. Przecież to niemożliwe, żeby rodzina pozwalała mu na to, co robi w swoim życiu. Później zauważyłam broń na biurku. Leżał tam też woreczek. Woreczek z narkotykami. 
-Co ty tu kurwa robisz? - usłyszałam męski głos.
Sparaliżowana się odwróciłam. Przede mną stał Niall. Wkurzony Niall. 
-J-Ja - nie mogłam się wysłowić.
Przez chwilę wpatrywałam się w jego błękitne oczy. Wyrażały tyle tajemnic, a zarazem uczuć. Nie można było go rozgryźć, a w tym momencie chciałam wiedzieć, o czym myśli i co zaprząta jego głowę. Delikatnie przesunął rękę po moim policzku. Jego ręce były takie gładkie i delikatne. Nie okazywały tego, co robi w życiu. Objął mnie w talii. Nasze ciała się stykały. Nie było żadnych granic. Żadnych centymetrów. Milimetrów. Nie dzieliło nas nic. Po chwili musnął swoimi ustami moje. Nie wiedziałam, że Niall mógłby być wrażliwy. Dla mnie zawsze był tym "brutalnym blondynem". A może on potrzebował miłości? Potrzebował uczuć. Po chwili nasz pocałunek nieco się pogłębił. Czułam smak jego ust. Słodkie. Położył swoją rękę na moim biodrze i jeszcze mocniej mnie do siebie przyciągnął. Nasz pocałunek pogłębił się. Teraz pasował do osobowości Niall'a. Brutalny. Nienawidziłam go. Ale dlaczego to mi się podobało? Dlaczego nie chciałam przestać? Czułam, jak powoli podnosi moją bluzkę. Nie mogłam mu na to pozwolić. W tym samym momencie gwałtownie się odsunęłam. Ostatni raz spojrzałam na błękitne tęczówki. Tęczówki skrywające tajemnice i wyszłam. Wyszłam starając się zapomnieć, o tym co się stało. O tym, co miało miejsce kilka sekund temu. Jak głupia byłam? Nie powinnam była mu na to pozwalać. Ten chłopak oznacza same kłopoty. Jestem tego pewna. On nie ma uczuć. Przynajmniej tak mi się wydaje. Musiałam o tym zapomnieć. Zapomnieć szybko. 
~*~
Leżałam na swoim materacu i przemyśliwałam sprawę, która miała miejsce kilka godzin temu. Co we mnie wstąpiło? Czemu go nie zatrzymałam? To nie powinno się zdarzyć. Nigdy. 
Po chwili drzwi się otworzyły. Stanęła w nich znana mi osoba.
-Mogę na chwilę? - zapytał.
Przytaknęłam. Czemu był taki miły? 
-Posłuchaj - usiadł obok mnie - Chciałem cię przeprosić. Chyba za bardzo przypominałaś mi ją. 
Jaką ją? Chwila... o czym on mówi? Kim była ONA? Nie wiem nic. 
-Kim ona jest? - zapytałam.
-Moja siostra - szepnął - Moja mała siostra. 
To pewnie z nią był na zdjęciu. To wyjaśniałoby bardzo wiele. Ale jeśli to siostra Niall'a, to gdzie teraz jest?
-Co się z nią stało? - zapytałam spuszczając głowę.
-Urwała ze mną kontakt, tak jak mama - powiedział smutny.
-Och - wyszeptałam.
Nie wiedziałam, co zrobić, więc po prostu go przytuliłam. Chyba przez chwilę był lekko oszołomiony, ale po chwili odwzajemnił uścisk. 
Dzisiaj nauczyłam się czegoś ważnego. Nie mogę oceniać książki po okładce. Dowiedziałam się również, że Niall to normalny chłopak. Nie żaden zabójca. Może po prostu zszedł na złą drogę.

Mamy 5 :) No i widzicie? Niall wcale nie jest taki zły. 
Bardzo chciałam wam podziękować za prawie 40 komentarzy pod ostatnim rozdziałem. No i mam nadzieję, że tutaj będzie podobnie. Postanowiłam, że nie będę zadawała już tych pytań. No dobra. Może jedno. 
1. Co sądzicie o Rose?
Ach no i nowy rozdział pojawi się we wtorek lub w środę. 7 w czwartek. Jednak mamy problem. 8 rozdział dodam jakoś za tydzień lub nawet dwa, gdyż wyjeżdżam do Hiszpanii i nie będę miała czasu na pisanie ;<. 

piątek, 28 czerwca 2013

4. Bitch

~music~

Dzień drugi
Obudziłam się przez niezbyt wygodny materac, na którym ciągle przebywałam i wrzaski na dole. Słyszałam Harry'ego i Niall'a, którzy o czymś rozmawiali. Albo się kłócili. Tak. Druga opcja jest bardziej prawdopodobna. 
-Kolejna dziwka, Horan? - krzyknął loczek - Zaczynasz trochę przesadzać.
Usłyszałam. Czyli tak pan niewychowany zaspokaja swoje potrzeby? Kobiety. A właściwie seks z nimi. Na świecie jest wiele mężczyzn, którzy właśnie tak odreagowują, ale nie wiedziałam, że Niall właśnie do nich należy. Jednak na świecie jest więcej dziewczyn, które nie szanują siebie i swojego ciała. Dzisiaj nazywane są dziwkami. Robią to, co robią. Jednak czasem nie tylko dla pieniędzy na zachcianki. Większość z nich ma poważne problemy finansowe, a także rodziny na utrzymaniu. Jenny też kiedyś zeszła na tą złą drogę. Wybrała puszczanie się z wieloma facetami. Jednak ona nie robiła tego dla pieniędzy. Miała ich sporo, więc nie potrzebowała ich. Po prostu jej "chłopak" kazał jej to robić, podczas gdy on siedział na kanapie i prawdopodobnie oglądał mecz lub jakieś pornole. Mick był strasznym chłopakiem. Bił ją i często przychodziła do mnie cała zapłakana. Kochała go. Jednak pewnego dnia wszystko się zmieniło. A właściwie pewnej imprezy. Tak. Przecież wszystkie zdrady zdarzają się na imprezie. I w tym przypadku też się tak stało. Nakryła go w łóżku z inną. Później przez kilka miesięcy nie mogła się pozbierać. Mówiła, że to miłość. Jednak czy miłość istnieje w tak młodym wieku? Czy można kogoś kochać w wieku siedemnastu lat? Myślę, że nie. Co prawda Mick miał 22 lata, ale to nie robi różnicy. Ona miała tylko siedemnaście. 
-Jest dziwką, więc to jej wybór - usłyszałam po chwili. 
Postanowiłam zejść na dół. Nie jadłam nic przez pięć dni, więc mój żołądek domagał się małego jogurtu. A przy okazji chciałam zaprzestać tej rozmowie. Żadna, ale to żadna dziewczyna nie zasługuje, by ktoś nazwał ją dziwką. Zwłaszcza, kiedy jest nią osoba, która też ją przypomina. 
Schodziłam po schodach dość głośno, by usłyszeli, że schodzę i skończyli swoją rozmowę. Może byłam niezbyt kulturalna, ale tego wymagała sytuacja. Sama nie lubię, kiedy ktoś przerywa mi rozmowę, jednak ja nie rozmawiam o prostytutkach. 
-Wreszcie wstała - mruknął pod nosem blondyn. 
Westchnęłam i ominęłam zbędny komentarz. Po prostu podeszłam do lodówki i wyjęłam jogurt truskawkowy. Najpierw musiałam przeczytać wszystko, co pisało na etykiecie. Nie wezmę do ust czegoś przez co mogłabym dużo przytyć. 
Wyjęłam łyżeczkę z szuflady i zaczęłam konsumować swój posiłek. Niall i Harry przez ten czas się nie odzywali. Kiedy skończyłam jeść, co trwało jakieś pół godziny wyrzuciłam opakowanie po jogurcie i spojrzałam na zegarek. 15.43. Westchnęłam i ruszyłam na górę w celu założenia jakiś ubrań, które zdążyliśmy kupić przed incydentem w centrum. Padło na zwykłe ciemne jeansy i niebieską koszulę w kratę. Szybko założyłam ubrania, lecz przed tym wzięłam szybki prysznic. Związałam swoje włosy w warkocza. 
Usłyszałam, jak drzwi od mojego pokoju się otwierają. Po chwili do pomieszczenia wszedł blondyn i bez słowa podszedł do mnie i zaczął całować. Przez chwilę nie wiedziałam, co robić. Stałam, jak wryta. Prosił, żebym otworzyła swoje usta. Kiedy tego nie robiłam, złapał mnie za pośladki, przez co otworzyłam usta ze zdziwienia. On wykorzystał tą sytuację i szybkim ruchem jego język wtargnął do wnętrza moich ust. Gwałtownie ocierał swoim językiem o moje podniebienie. Po chwili zaczął atakować mój język. Słyszałam bicie mojego serca. Czemu nagle mnie całuje? Niedawno mnie nienawidził. Bipolarny człowiek. Lekko się odsunęłam, a on spojrzał na mnie z wściekłością w oczach. Myślałam, że coś mi zrobi, ale on tylko wyszedł z pokoju trzaskając przy tym drzwiami. 
~*~
Siedziałam na materacu, rozmyślają o tym co stało się kilkanaście minut temu, kiedy usłyszałam jakieś jęki. 
-N-Niall - usłyszałam. 
Był to głos jakiejś dziewczyny. Kurwa. Jaki ten człowiek jest chory. Przed chwilą mnie całował, a teraz pieprzy się z jakąś dziewczyną. Najlepsze jest to, że jeszcze niedawno nawał jakąś dziewczyną dziwką, podczas kiedy teraz to on się tak zachowuje. Ten człowiek jest naprawdę dziwny. 
Jęki tylko wzrastały. Westchnęłam i postanowiłam zejść na dół. Nie miałam zamiaru dłużej tego wysłuchiwać. 
Zeszłam do salonu i zastałam tam Harry'ego, który oglądał jakiś film. Kiedy mnie zobaczył lekko się uśmiechnął i poklepał miejsce obok siebie. Odwzajemniłam uśmiech i usiadłam na kanapie obok loczka. 
-Czy takie sytuacje z Niall'em zdarzają się często? - zapytałam po chwili.
Przez chwilę chyba nie wiedział o co chodzi, ale kiedy z góry zeszła jakaś blondynka w męskiej koszuli Harry tylko przytaknął. Muszę przyznać, że była bardzo ładna i miała idealną figurę. Nie robiła sobie nic z tego, że siedzimy na kanapie i na nią patrzymy bo weszła do kuchni i nalała sobie wody do szklanki. 
-To Amanda - szepnął Harry - ulubiona zabawka Niall'a.
Kiedy to usłyszałam wywróciłam oczami. Jednak coś dziwnego przykuło moją uwagę. Ona wcale nie wyglądała na 20 czy 21 lat. Była dużo, dużo starsza.
-Ile ona ma lat? - zapytałam cicho loczka.
-Trzydzieści trzy - westchnął.
Moje oczy się rozszerzyły. W takim razie ile lat ma blondyn? Byłam pewna, że nie ma trzydziestu trzech lat. 
-W takim razie ile lat ma Niall? - nadal szeptałam.
-Dwadzieścia jeden - Harry westchnął po raz drugi.
Moje oczy jeszcze bardziej się rozszerzyły. Ta dziewczyna była 12 lat od niego starsza. Nie mogłam tego zrozumieć. Jak to w ogóle możliwe, że na niego spojrzała? Przecież to tak, jakbym ja pieprzyła się ze swoim wujkiem. Niemożliwe. 
-Kto to? - wskazała na mnie palcem.
Suka. 
-Nie chcę, żeby tutaj była - skrzyżowała ręce na piersi.
Suka.
-Amy, ona tutaj zostanie - syknął Harry.
Ona tylko prychnęła pod nosem i z powrotem ruszyła na górę. Horan chyba naprawdę musiał lubić się z nią pieprzyć bo według mnie jest to pusta dziwka. Tak, dziwka. Jeśli 33-letnia kobieta nie potrafi się szanować to wtedy dla mnie jest dziwką. 
Widziałam smutny wzrok bruneta. Martwił się o swojego przyjaciela. Tak, jak ja martwiłam się o Jenny. Tyle, że ona nie była bipolarnym dupkiem. 
-Często tutaj bywa? - Harry na mnie spojrzał - Ta cała Amanda?
-Kiedy Niall ma zły dzień - westchnął - A to znaczy, że jakieś trzy razy w tygodniu. Przez resztę tygodnia ma jeszcze Rosie i Susan.
-One też są takie stare? - zapytałam, a on się zaśmiał.
-Rosie ma 25, a Susan jest w wieku Niall'a - powiedział - Ale najczęściej dzwoni do tej starej dziwki.
Tym razem to ja się roześmiałam. Po chwili z góry zeszła ubrana w swoje ubrania blondynka. Wyszła z domu, jak gdyby nic. Spojrzeliśmy na siebie z Harry'm i wybuchnęliśmy śmiechem. 
~*~
Usłyszałam dzwonek do drzwi. Harry poszedł otworzyć, a ja przypatrywałam się osobie, która po chwili weszła do pokoju. Dość wysoka i bardzo szczupła dziewczyna z różowymi włosami. Na jej głowie widniał czarny kapelusz. Była bardzo ładna. O ile się nie myliłam to była kolejna dziwka Horan'a.
-Witaj, Perrie - Harry uśmiechnął się i przytulił dziewczynę. 
A więc się myliłam. Chwila... Perrie. Chyba była to dziewczyna Zayn'a. Harry mówił mi, że Zayn ma jakąś dziewczyną o imieniu Perrie i bardzo ją kocha. Wydawała się być miłą dziewczyną.
-Cześć, jestem Perrie - uśmiechnęła się i mnie przytuliła - Ty musisz być Cassie. Zayn mówił mi o tobie. Jesteś kuzynką Lou, tak? 
A więc cudowny chłopak nie powiedział jej, że mnie porwał. Naprawdę szkoda było mi tej dziewczyny. Harry spojrzał na mnie błagalnie.
-Tak, Louis to mój kuzyn - powiedziałam i się uśmiechnęłam. 
-Dobrze, że przyszłam bo pewnie brakuje ci tutaj damskiego towarzystwa - uśmiechnęła się i złapała mnie za rękę - To co, zakupy?
-Nie, myślę, że to nie jest dobry pomysł - Harry od razu zaprzeczył. 
Perrie wywróciła oczami. 
Po chwili drzwi się otworzyły, a do domu wszedł Zayn. Dziewczyna uśmiechnęła się i go pocałowała. 
-My idziemy na górę - powiedział Zayn pomiędzy pocałunkami.
Zaśmiałam się pod nosem. 
~*~
Kiedy kładłam się spać uświadomiłam sobie dzisiejszą datę. 15 lipca. Urodziny Tom'a. Mojego kochanego braciszka. Nie wiem, czy żyje. Policja powiedziała, że nie. Teraz miałby 21 lat. Momentalnie zaczęłam płakać. Nie mogłam się z nim nawet pożegnać. Po prostu zniknął. Zniknął z naszego życia, ale nie z naszych serc. Rodzice po jego zaginięciu strasznie płakali. Ja również. Nie mogliśmy sobie z tym poradzić. Właśnie od jego "śmierci" rodzice zaczęli wyjeżdżać z kraju. Zostawili mnie. 
Może jestem głupia, ale mam wrażenie, że on żyje i jest szczęśliwy. Że ma kochającą go dziewczynę i jest bezpieczny. Może to tylko złudzenia, ale mój brat jest zbyt sprytny na śmierć. 

Mamy rozdział 4 :) Dodałam go w miarę wcześnie, więc powinniście się cieszyć. Dzisiaj mam tylko jedno pytanie. W opowiadaniu będą sceny +18, ale chciałabym się was zapytać, czy chcecie ich więcej, czy mniej?
No i ogólnie chciałabym wam życzyć niesamowitych wakacji. Żebyście spędzili je ze swoimi przyjaciółmi i żeby była ładna pogoda. ♥♥♥
CHCIAŁABYM, ŻEBY KAŻDY, KTO PRZECZYTAŁ ROZDZIAŁ W KOMENTARZU NAPISAŁ "HOLIDAYS" :)

środa, 26 czerwca 2013

3. Questions


-Kurwa, Harry nie rozmawiaj z tą dziwką - do pokoju wszedł blondyn.
Słucham? Kim jestem? Nazwał mnie dziwką, a nie wie o mnie nic. Zupełnie nic. Nie zna mojego życia. Nie wie, kim jestem i co przeżyłam.
-Nie jestem żadną dziwką - wysyczałam mu prosto w twarz. 
Widziałam, jak zamachnął się, żeby mnie uderzyć. Zamknęłam oczy, jednak nie doczekałam się bólu. Lekko uniosłam powieki. Harry trzymał rękę blondyna, który miał ją w górze. Wypuściłam głośno powietrze i szybko wbiegłam na górę. Nie miałam zamiaru dalej znosić zachowań tego dupka, który uważa się za Bóg wie kogo. 
Weszłam do "pokoju" i rzuciłam się na niewygodny materac. W tym momencie nie przeszkadzało mi to, że wystają z niego sprężyny. Po chwili przemyśleń usłyszałam, jak drzwi się otwierają. Szybko przeniosłam wzrok na osobę, która weszła do pomieszczenia. Harry. 
-Wiesz - podrapał się po głowie - Przepraszam cię za niego.
Nie odpowiedziałam, tylko wgapiałam się w podłogę.
-Powiesz coś? - zapytał.
-A jeśli nie to ty też mnie uderzysz? - spojrzałam prosto w jego oczy.
Przez chwilę nie wiedział, co powiedzieć.
-Nie - wymamrotał - Ja nie biję kobiet. A zwłaszcza takich kruchych, jak ty.
Przez chwilę poczułam się dziwnie przez to, że go osądziłam. Jednak on mnie porwał, więc to nie robi żadnej różnicy.
-Jak on ma na imię? - zapytałam, akcentując drugie słowo.
-Niall - powiedział po chwili.
Już nic nie odpowiedziałam. Po prostu wgapiałam się w ścianę. Nie chciałam nawiązywać z nim większego kontaktu. 
-Mam pytanie, Cassie - powiedział lekko speszony - Czy ty masz jakieś problemy z posiłkami?
Spojrzałam na niego wielkimi oczami. Jak mógł to zauważyć?
-To chyba nie twój interes - syknęłam.
Nie miał prawa pytać się mnie o sprawy prywatne. To mój i tylko mój problem. Nie powinno go to interesować.
-Hej, Cass - objął mnie ramieniem - Jesteś naprawdę piękną dziewczyną i nie możesz się głodzić.
Jestem piękna? Nie sądzę. Przez wiele lat pokazywano mi, że wcale nie jestem piękna. Jestem gruba. Bardzo gruba.
-A teraz musisz iść ze mną na dół - westchnął - Chłopaki chcą zadać ci kilka pytań.
Na samą myśl o tym, że miałabym się spotkać z tym całym Niall'em wstrzymałam oddech. Harry jakby czytał mi w myślach powiedział.
-Spokojnie. Nie zrobią ci krzywdy - uśmiechnął się ukazując dołeczki.
Uśmiechnęłam się do siebie w duchu, żeby poprawić sobie tym humor i uświadomić, że loczek nie pozwoli zrobić im krzywdy. Przynajmniej do piątku. 
Zeszliśmy na dół i zobaczyłam czterech chłopaków siedzących na kanapie. Harry pokazał gestem dłoni, bym usiadła obok nich. Usiadłam, jednak starałam się trzymać z dala od blondyna. 
-Chcielibyśmy zadać ci kilka pytań - powiedział chłopak w czarnych włosach. 
Pokiwałam głową na znak zgody.
-Po pierwsze - zaczął chłopak z krótko ostrzyżonymi włosami - Czy jest ktoś, kto mógłby cię szukać poza Los Angeles?
Chwila. Więc gdzie oni mnie wywieźli? Nie jesteśmy w Los Angeles? Zaczęłam bawić się palcami. 
-Myślę, że moja przyjaciółka już zaczęła mnie szukać - powiedziałam pod nosem - Rodzice pewnie dowiedzą się o wszystkim jutro. 
Przejechałam wzrokiem po ich twarzach. Nie wyrażały nic. Jedynie Harry lekko się uśmiechał. Myślę, że to z nim będę miała najlepsze kontakty.
-Czy mogę wiedzieć, gdzie ja w ogóle jestem? - spojrzałam na chłopaka, który zadał wcześniejsze pytanie. 
-Jesteśmy w Nowym Jorku - powiedział loczek.
Kiedy to usłyszałam moje serce się zatrzymało. Przecież Nowy Jork jest jakieś 6.000 kilometrów od Los Angeles. Nie mam szans na ucieczkę. Nie mam szans na przeżycie. 
-Zdziwiona? - zapytał znany głos - Myślisz, że jesteśmy na tyle głupi, by zostać w Los Angeles? 
Spojrzałam na osobę, która wypowiedziała te słowa. Niall. Nienawidziłam tego człowieka. Kiedy tylko na niego patrzyłam, czułam odruch wymiotny. Jaki normalny chłopak bije dziewczynę? Nie ważne, jakim jest dupkiem. 
-Widzę, że dalsza rozmowa z nim - wskazałam na blondyna - nie ma większego sensu, więc może po prostu wrócę na górę? 
Widziałam, jak jego oczy ciemnieją. Z niebieskich, a wręcz błękitnych tęczówek zrobiły się czarne. Zdenerwował się. Jednak on zawsze się denerwuje, więc jestem już przyzwyczajona. Nie robi mi to żadnej różnicy, czy uderzy mnie teraz, czy zrobi to później. Wiem, że i tak to zrobi. 
-Ja również nie mam zamiaru z nią rozmawiać - warknął. 
Chłopak w krótkich włosach pokręcił głową. 
-Dobrze - zaczął - Dokończymy rozmowę jutro. 
Odetchnęłam z ulgą. Nie miałam zamiaru dłużej na niego patrzeć. Sam jego wzrok przyprawiał mnie o dreszcze. Wzrok mordercy. Wzrok zabójcy. Wzrok znienawidzonego przeze mnie człowieka. 
Z nic nie wyrażającą miną ruszyłam do swojego "pokoju". Musiałam przemyśleć wszystko. Zaczynając od rodziny, a kończąc na ucieczce. Jednak wiedziałam, że nie uda mi się uciec. Nie jestem jakimś sportowcem, a nie uda mi się uciec bez dobrej kondycji. Poza tym jeśli mnie znajdą mogą zrobić coś znacznie gorszego niż uderzenie w policzek. Cały czas zastanawiałam się, czy nie jest to przypadkiem jakiś chory żart. Może gdzieś tutaj są kamery, a ja po prostu jestem wkręcana? 
-Wiem, że to pewnie jest dla ciebie dość dziwne - usłyszałam. 
Odwróciłam głowę i ostrzegłam loczka we własnej postaci. 
-Uwierz mi - kontynuował - Dla mnie jest to równie dziwne.
Nie odpowiedziałam. Z resztą, jak zwykle. Harry jest naprawdę przyjaznym i miłym chłopakiem, jednak czasem mam ochotę pobyć sama i to jest właśnie taka chwila. 
Chłopak, jakby czytał mi w myślach wyszedł z pokoju. Zostałam sama. Sama ze wszystkimi myślami, które rozbrajały moją głowę od środka. 

Dzień pierwszy

Promienie słońca rozgrzewały moją twarz. Wczoraj z nadmiaru płaczu musiałam usnąć. Ten pobyt tutaj to dla mnie za wiele. Nigdy nie chciałam być mięczakiem, ale teraz nim byłam. Dzisiaj pierwszy dzień. Do piątku muszę tutaj być, a później cóż... umrę. Nie ma w tym nic dziwnego. Śmierć to normalna sprawa, która musi kiedyś nastąpić. Czasami sądzę, że chciałabym już umrzeć, więc w pewnym sensie oni wyświadczają mi przysługę. Rozciągnęłam się i wstałam z łóżka. Zeszłam na dół, by napić się wody.
-Dzisiaj jedziemy na zakupy - powiedział Louis, kiedy weszłam do kuchni - Bądź gotowa za godzinę.
Już dzisiaj rozróżniałam imiona chłopaków. Wczorajszego dnia Harry wszystko mi opowiedział. 
~*~
Parę minut później siedzieliśmy w samochodzie. Samochód był duży. Spokojnie mieściło się w nim sześć osób. Siedziałam pomiędzy Harry'm, a Zayn'em. Prowadził Liam. Starałam się nie zwracać uwagi na blondyna siedzącego obok Liam'a. Nie chciałam na niego patrzeć. Ten człowiek mnie irytował.
-Tylko pamiętaj - powiedział Louis - Zakładasz kaptur na głowę. Kiedy ktoś cię zauważy i będzie się dziwnie patrzył uciekasz. Nie nawiązujesz z nikim kontaktu. Po prostu wybierasz ubrania i je kupujesz. Rozumiesz?
Przytaknęłam. Nie wiem, po co mamy jechać na zakupy, skoro i tak za niecały tydzień mam umrzeć.
-I jeszcze jedno - kontynuował - Będziemy musieli coś załatwić, więc idziesz z Harry'm. 
Odetchnęłam z ulgą. Harry był najnormalniejszy z nich wszystkich. Nie krzyczał na mnie, ani nie bił mnie. Zachowywał się, jak mój dobry znajomy, czy nawet przyjaciel. I za to byłam mu wdzięczna. 
-Idziemy? - zapytał uśmiechnięty brunet.
Pokiwałam twierdząco głową i wysiadłam z czarnego Range Rover'a, zakładając kaptur i czarne okulary. Nie wiedziałam, czy moja rodzina już zaczęła poszukiwania, ale skoro kazali mi się ukrywać to musieli coś wiedzieć. 
-Harry - zaczęłam - czy ktoś mnie szuka? 
Spojrzał na mnie wyraźnie zmieszany. 
-Cassie - powiedział cicho - policja w całych Stanach i poza nimi cię szuka. Twoi rodzice wynajęli najlepszych agentów. Wiesz... CSI i te sprawy. 
Moje serce się zatrzymało. Czyli jednak mnie szukają. Nie jestem im obojętna. Uśmiechnęłam się lekko, mając nadzieję, że uda im się mnie znaleźć. Teraz mogłam już iść na każdy komisariat i ludzie będą wiedzieć, kim jestem. 
~*~
Kiedy byliśmy z Harry'm w kolejnym już sklepie, a nasze ręce obładowane były torbami usłyszeliśmy dźwięk syreny policyjnej. 
-Kurwa - syknął Harry - Ktoś musiał cię zauważyć.
Momentalnie poczułam się lepiej. Mogli mnie znaleźć. Miałam szansę na ucieczkę. 
Słyszałam, jak Harry rozmawia z kimś przez telefon. Strasznie bluźnił przy tym. 
-Idziemy - powiedział i złapał mnie za nadgarstek.
Wybiegliśmy ze sklepu. Ludzie dziwnie się na nas patrzyli, ale Harry nie zwracał uwagi na nic, ani na nikogo. Biegł bardzo szybko, więc musiałam dotrzymywać mu kroku. Jednak moja słaba kondycja po chwili się ujawniła. Zabrakło mi tchu i nie mogłam oddychać.
-H-Harry nie mogę już - wydyszałam.
Chłopak westchnął i wziął mnie na plecy. Biegł bardzo szybko, przez co podskakiwałam na jego plecach. 
-Wsiadaj do samochodu - powiedział i wrzucił mnie na tylne siedzenie. 
Samochód ruszył z piskiem opon. Nie zastanawiałam się wtedy, czy ktoś nas goni, czy nie. Byłam tak wstrząśnięta, że nie reagowałam na nic. Po prostu bezczynnie wgapiałam się w ścianę. Nie interesowało mnie nic. Chciałam po prostu wrócić do domu. Jeśli tak ma teraz wyglądać moje życie chciałam umrzeć. To było lepsze od ciągłego wyścigu. 
-Szybciej, są za nami - odezwał się jakiś głos.
-Musisz skręcić do kurwy nędzy - powiedział inny.
Nie wiedziałam, co robić. Nie wiedziałam nic.

Hej :) Mamy rozdział 3 :) Jak się podoba? Wiele osób pisało, że woli czytać w 1 osobie, więc tak też zrobiłam. Jak zwykle kilka pytań.
1. Co sądzisz o zachowaniu Harry'ego wobec Cassie?
2. Czy Niall zmieni nastawienie do blondynki?
3. Jaką rolę w opowiadaniu odegra Jenny?
4. Co stanie się z rodzicami Cass? 

niedziela, 23 czerwca 2013

2. Princess

~music~

Dziewczyna nie mogła opanować drżenia jej ciała. Chciała by ten koszmar się wreszcie skończył i by nie musiała się aż tak bać. Dla każdego coś takiego byłoby trudne, a Cassie przeżywała to podwójnie. Była osobą bardzo wrażliwą, więc nie dziwcie się. Od kiedy zmarł jej brat to tylko się wzmocniło. Nikt jeszcze nie dowiedział się, co stało się z jej bratem. Niektórzy przypuszczali, że porwano go i wywieziono do innego kraju, a policja sądziła, że był zamieszany w narkotyki i jeden z jego współpracowników zabił go za niedostarczenie towaru do klienta. Jednak nigdy nie pozna prawdziwej wersji. Czy kiedykolwiek jeszcze go spotka? Czy on w ogóle żyje? Nikt tego nie wie. No może ten Ktoś tam na górze, jednak nie mamy większej możliwości porozmawiania z nim. 
Usłyszała, jak drzwi się otwierają. Zamarła na podłodze. Przestała oddychać. Jednak kiedy znajoma osoba weszła do pokoju blondynka ocknęła się. 
-Boże, co tutaj się stało? - zapytała zdziwiona brunetka. 
Cassie podeszła do niej i po prostu ją przytuliła. Nie chciała być teraz sama, a dobrze wiedziała, że jej przyjaciółka z chęcią jej wysłucha i pomoże wybrnąć z tej dość chorej sytuacji. Jednak, czy poradzi sobie, aż z czymś takim? 
-Ktoś wrzucił to przez okno - blondynka wskazała na cegłę z karteczką.
Jenny szybko do niej podbiegła i ją przeczytała. Nie wiedziała, o co chodzi. Nie wiedziała nic. Nic o tym, co stało się w parku, czy kogo spotkała jej przyjaciółka.
-Zadzwoń na 911, jeśli chcesz przeżyć? - zmarszczyła brwi - Cassie, o co tu chodzi? Co ty zrobiłaś?
-Ja nie zrobiłam nic - wzruszyła ramionami - Po prostu, kiedy byłam na spacerze...
Wstrzymała oddech. Wszystkie wspomnienia wróciły.
-Kiedy byłam na spacerze zobaczyłam grupkę chłopaków - kontynuowała - Tyle, że oni zabili kogoś. Zobaczyli mnie. Wiedzą, gdzie mieszkam.
Jenny patrzyła na nią wyraźnie zszokowana. Nie spodziewała się słów, które wypłyną z ust jej przyjaciółki. Spodziewała się wszystkiego. Kłótnia z rodzicami, wspomnienia o jej bracie czy nawet potrącenie kota na jej oczach. Ale nie zabójstwa. 
-Spokojnie - przytuliła swoją przyjaciółkę - Musisz być spokojna. Może zamieszkasz u mnie?
Cassie szybko zaprzeczyła.
-Nie chcę, żeby zrobili coś tobie - wykrztusiła. 
Jenny głaskała blondynkę po plecach. Chciała jej pomóc i jakoś ją odstresować. Jednak nie wiedziała, co takiego mogło by pomóc. Cholera. Przecież ona widziała morderstwo. Brutalną wersję śmierci. Tego nie da się tak łatwo zapomnieć. Na dodatek zabójcy wiedzą, gdzie ona mieszka. Przecież to musi być jakiś pieprzony żart.
-Mam pomysł - uśmiechnęła się pocieszająco - Pójdziemy na imprezę w domu Hinks'a, a ty tam odstresujesz. Przecież nic złego nie stanie ci się na imprezie, gdzie jest mnóstwo ludzi. Będziesz tam bezpieczna. Bezpieczniejsza, niż tutaj. Tutaj nie jest bezpiecznie Cass. Oni mogą przyjść w każdej chwili i musisz sobie z tego zdawać sprawę. Dlatego chcę, żebyś zamieszkała u mnie. Przynajmniej na jakiś czas. 
Kiedy skończyła mówić uśmiechnęła się lekko. Może miała rację? Może naprawdę potrzebuje imprezy i towarzystwa, a za tym idzie alkoholu? Może to pomoże? Przynajmniej na jakiś czas. 
-Dobrze - powiedziała cicho blondynka - Musimy się jakoś ubrać. Raczej nie pójdę w dresach.
Wskazała na swój ubiór, a  brunetka lekko się zaśmiała. Cassie miała rację. Nie mogły iść na imprezę w jakiś powyciąganych ciuchach. Czekała ich długa praca.
-Zdążymy? - zapytała Cass.
-Impreza zaczyna się o 23.00 - spojrzała na zegarek - Więc mamy jeszcze dobre 2 godziny.
Cassie tylko się uśmiechnęła i zaczęła rozczesywać swoje długie włosy. Postanowiła zostawić je rozpuszczone i lekko pofalować. Kiedy włosy były już w nie najgorszym stanie dziewczyny wzięły się za ubranie. Blondynka założyła czarną sukienkę, a jej przyjaciółka błękitną. Cass nałożyła na nogi jakieś baletki pasujące do sukienki, a Jenn szpilki. Dopełniły wszystko makijażem i były gotowe.
~*~
-To na pewno tutaj? - zapytała zdziwiona Cassandra - Myślałam, że Tom ma troszkę mniejszy dom.
Rzeczywiście tak myślały. Nie wiedziały, jak ogromny jest dom Hinks'a. Pomieściłoby się tutaj około 500 osób, o ile nie więcej. Budynek był bardzo masywny i miał około 3 piętra. Naprawdę ogromny.
-Chodźmy - Jenny złapała swoją zdezorientowaną przyjaciółkę za rękę i weszła do środka.
Rozejrzały się i zdziwiły widząc tak wielką masę ludzi. Ludzi robiących różne rzeczy. Zaczynając od picia, a kończąc na masowej orgii. Dla dziewczyn było to obrzydliwe. Nie mogły zrozumieć niektórych ludzi. 
-Co teraz robimy? - zapytała dość głośno Cassie.
-Jak to co? Bawimy się! - krzyknęła rozbawiona brunetka.
Blondynka tylko westchnęła i zaczęła tańczyć. 
Perspektywa Niall'a 
-Kurwa! Ona musi gdzieś tu być - krzyknął lekko zirytowany Harry.
Byliśmy właśnie na imprezie u niejakiego Tom'a Hinks'a. Pewnie nie przyszlibyśmy tutaj, jednak mieliśmy pewien cel. Musieliśmy znaleźć pewną dziewczynę, a później cóż. Zabić ją. Wiemy tylko, że ma długie jasne włosy, brązowe oczy, jest bardzo chuda i nazywa się Cassandra Jones. To niezbyt wiele sądząc, że jest tu pewnie kilka takich osób, wyglądających jak ona. No, ale cóż. Tego chce nasz szef, więc musimy to zrobić. Nawet jeśli tego nie chcemy.
-Musimy ją znaleźć - warknąłem zdenerwowany.
-Już dobrze. Nie denerwuj się tak bo ci żyłka pęknie - zaśmiał się Lou.
Zdecydowanie z całej naszej grupy to on był najzabawniejszy i to on zawsze przywracał nam uśmiechy. Jednak, kiedy wykonuje swoją pracę nigdy nie jest wesoły. 
-Bardzo śmieszne, Tomlinson - wywróciłem oczami - Wiecie, że musimy ją znaleźć. Inaczej Steward się wkurwi.
Przekląłem pod nosem. Nikt z nas nie lubi Steward'a. Traktuje nas, jak swoje psy. Podczas, kiedy sam może załatwiać niektóre sprawy. Kutas.
Po chwili poczułem, jak ktoś na mnie wpada. Jasne włosy opatulały jej odkryte ramiona. Spojrzałem w jej oczy i się uśmiechnąłem.
-Mamy ją - powiedziałem do chłopaków.
Złapałem ją za rękę i wyprowadziłem z domu. Nie chciałem by ktoś zauważył, jak znika.
-Widzimy się drugi raz, skarbie - powiedziałem i złapałem ją z włosy - Nie zadzwoniłaś.
Czułem, jak trzęsła się w moich ramionach. Bała się. Ja jednak wcale się jej nie dziwię. Teraz czeka ją piekło. Piekło na ziemi. Jeśli ludzie myślą, że jesteśmy niebezpieczni to mylą się. Jesteśmy ich największym koszmarem. Kiedy już cię znajdziemy nie masz szans na ucieczkę.
-Zostaw mnie! - próbowała się wyrywać.
Uderzyłem ją w policzek. Od razu się za niego złapała i spojrzała tymi wielkimi, brązowymi oczami. Ja tylko zaśmiałem się pod nosem. Musi się przygotowywać do tego, co ją czeka. Uderzenia w policzek to najmniejszy rodzaj kary. 
-Jeśli będziesz się tak wyrywać to twoja twarzyczka może ucierpieć - syknąłem prosto w jej twarz. 
Znieruchomiała. Widziałem w jej oczach wielki strach. Pewnie gdyby Steward nie kazał nam jej zabić nigdy nie pomyślałbym, że ona mogła zrobić coś złego.
-Jak się nazywasz? - zapytałem ciągle ją trzymając. 
Nie odpowiedziała, co spowodowało kolejne uderzenie. 
-Cassie Jones - wyłkała przez łzy.
Teraz zacząłem wszystko rozumieć. To siostra tego skurwiela Jones'a. Tego, który z tymi swoimi koleżkami uciekł gdzieś do Europy, po tym jak zabrał nam kasę. Czyli ona to jego zastępca. 
Perspektywa Cassie
Ten człowiek był przerażający. Bałam się go. Cholernie się bałam. Nie wiedziałam do czego był zdolny. 
-Jak się nazywasz? - zapytał po chwili.
Nie odpowiedziałam. Nie miałam zamiaru mu odpowiadać. Po chwili poczułam ostry ból. Znów mnie uderzył. Nienawidzę go. 
-Cassie Jones - wydukałam. 
Widziałam na jego ustach uśmieszek. Bił mnie i jeszcze czerpał z tego przyjemność. Dupek. 
-Masz ją? - usłyszałam po chwili.
Był to jakiś obcy mężczyzna. Był bardzo wysoki, miał kręcone ciemne włosy i czarne ubranie. 
Po chwili poczułam ostry zapach wypełniający moje nozdrza. Nie mogłam myśleć, mówić, ruszać się. Wszystko stało się czarne, a ja wpadłam w czyjeś ramiona. 
~*~
Obudziłam się w ciemnym pomieszczeniu. Było strasznie ciasno, a wszystko się trzęsło. Musiałam być w bagażniku jakiegoś samochodu. Moja głowa pękała. Wszystko mnie bolało. Nie mogłam normalnie funkcjonować. 
Teraz wszystko zaczęło stawać się jaśniejsze. Zabiją mnie. A ja nawet nie pożegnałam się z rodzicami i Jenn. Przecież oni nic nie wiedzą. Nie wiedzą, co się ze mną stało. 
Usłyszałam, jak drzwi się otwierają. Szybko zamknęłam oczy i starałam się udawać, że śpię. Nie chciałam patrzeć im w oczy. W oczy zabójców. 
-Kiedy przyjedzie ten kutas? - usłyszałam znajomy głos. 
Należał do blondyna, który już niejednokrotnie mnie uderzył. 
-Mamy trzymać ją u nas przez kilka dni - powiedział jakiś mężczyzna - Przyjedzie po nią w piątek. 
Dzisiaj była sobota. Czyli miałam spędzić u nich 6 dni, a później umrzeć. Czyli moje życie miało się tak skończyć. 
Poczułam, jak ktoś bierze mnie w swoje ramiona. Były bardzo silne i muskularne. Nie wiedziałam do kogo należały, ale było mi w nich bezpiecznie. Szliśmy jakieś kilka sekund, a po chwili byłam położona na czymś dość miękkim. Lekko otworzyłam oczy. W pokoju, w którym się znajdowałam było bardzo jasno. Przed sobą zobaczyłam trzy pary oczu. Blondyn, chłopak w kręconych włosach i chłopak, którego nie widziałam wcześniej. Miał czarne włosy, sporą ilość tatuaży i był wysoki. Tak, jak reszta miał czarne ubrania. 
-Księżniczka się obudziła - powiedział ten blondyn, którego z całego serca nienawidziłam. 
Spuściłam wzrok i patrzyłam na swoje buty. 
-Ile masz lat? - spojrzałam na osobę, która zadała to pytanie. Chłopak w lokach.
-Siedemnaście - mruknęłam. 
Spojrzeli na siebie zdziwieni i wyszli z pokoju. Czyli zostałam sama ze swoimi myślami. Nie chciałam zostawać sama. Pewnie zaraz zacznę płakać. 
Położyłam się na niezbyt wygodnym materacu i rozejrzałam po pokoju. Obdarte białe ściany, ciemna i brudna podłoga, jedno okno. Jedynymi meblami było łóżko i mała lampka. Nie było tu zbyt pięknie. 
Drzwi się otworzyły, a w nich stanął chłopak z burzą loków na głowie. W rękach miał jakieś ubrania. 
-Przyniosłem ci coś na przebranie - powiedział i podrapał się po głowie - Tam jest łazienka. 
Wskazał palcem na drzwi w pokoju. Ja nic nie powiedziałam. Nie chciałam się do niego odzywać nawet w najmniejszym stopniu. Może on mnie nie uderzył, ale też brał udział w porwaniu, prawda? 
-Dobrze, jeśli nie chcesz rozmawiać to trudno - powiedział - Jeśli będziesz głodna to zejdź na dół.
-Z tym akurat nie będzie problemu - szepnęłam pod nosem. 
Jednak on tego nie usłyszał. Westchnęłam i wzięłam ubrania. Męska, zielona koszulka i jakieś spodenki. Weszłam do łazienki i zdjęłam sukienkę. Miałam nadzieję, że prysznic zmyje wszystkie wspomnienia. Nie stało się tak. Woda spływała po moim ciele, a ja nawet w najmniejszym stopniu nie czułam się lepiej. Szczerze? To tylko pogorszyło sprawę. Zdałam sobie sprawę, że już nie spotkam swojej rodziny i przyjaciółki. Założyłam ubrania. Były na mnie za duże o jakieś trzy rozmiary, więc wyglądałam w tym, jak w worku. Westchnęłam i wyszłam z łazienki. Nie chciało mi się jeść, ale postanowiłam zejść na dół. Schodziłam po schodach, aż weszłam do kuchni. Była ona połączona z salonem, w którym siedziała trójka chłopaków. W kuchni siedział chłopak w lokach. Chyba robił sobie kanapkę. 
-Jednak przyszłaś - powiedział z uśmiechem. 
Lekko się do niego uśmiechnęłam. Wydawał się najmilszy z nich wszystkich. I chyba też najmłodszy. Był może rok starszy ode mnie lub nawet w tym samym wieku. 
-Chcesz coś do jedzenia? - zapytał wskazując na kanapki - Jesteś bardzo chuda.
Pokiwałam przecząco głową. On tylko westchnął. Nalałam sobie wody i szybko ją wypiłam. 
-Jestem Harry - uśmiechnął się ukazując dołeczki. 
-Cassie - odpowiedziałam. 
-Kurwa, Harry nie rozmawiaj z tą dziwką - do pokoju wszedł blondyn. 

Dobra, więc mamy 2 :) Jak wam się podoba? Od razu chciałam zaznaczyć, że chłopcy zyskali tylko wygląd i charakter chłopców z 1D. Chciałabym zadać wam kilka pytań. 
1. Co sądzisz o zachowaniu Niall'a? 
2. Co sądzicie o Cassie?
3. Jak myślisz, co zrobi Cass?
4. Lepiej czyta ci się w 1 czy w 3 osobie?

czwartek, 20 czerwca 2013

1. Paradise

~music~

Życie. Czym właściwie jest życie? Ciągłym cierpieniem i bólem w jednym? Wierzenie, że w końcu będzie dobrze, gdy tak naprawdę dobrze wiemy, że tak nie będzie? Kłamanie komuś prosto w oczy, że już koniec cierpień?
Cassie nie była przekonana, co do swojego życia. Czasami myślała, że Ktoś tam na górze robi sobie z niej żarty. Jednak już po chwili uświadamiała sobie, że życie to nie jest jakiś tam żart. Jest to cierpienie, ból, a zarazem raj. Nie można marnować żadnej chwili, ponieważ za kilka lat możemy tego cholernie żałować. Jednak czasu już nie cofniemy. 
Blondynka otworzyła swoje oczy, po to by po chwili znów je zamknąć. Promienie słoneczne wbijały się do jej pokoju, oświetlając go. Dziewczyna powoli przyzwyczajała się do światła panującego w jej pokoju. Mieszkała w Los Angeles odkąd pamięta, ale nadal nie przyzwyczaiła się do wysokich temperatur i ciągłego upału. Nie lubiła gorąca. Kochała deszcz. Mogła patrzeć w niego godzinami i nigdy by się jej to nie znudziło. Jednak tutaj w "Mieście Aniołów" niezbyt często się to zdarzało.
Cassie przeciągnęła się na swoim łóżku i podniosła się do pozycji siedzącej. Starała się przypomnieć sobie swój sen. Kiedy się poddała popatrzyła na zegar, który widniał na jej ścianie. 15.45. Przynajmniej nie przespała całego dnia. Kiedyś nawet takie sytuacje miały miejsce. Jednak teraz mogła sobie na to pozwolić. Miała wakacje, a to oznaczało odpoczynek we własnym łóżku. Nie chciała zmarnować resztki tego dnia, więc podniosła się ze swojego miękkiego materaca, którego uwielbiała i ponownie się przeciągnęła. Podeszła do szafy stojącej w rogu pomieszczenia i zaczęła w niej grzebać. Szare dresy i różowa koszulka. Nie miała ochoty nigdzie wychodzić, więc postawiła właśnie na taki strój. Wygrzebała też bieliznę z szuflady, która była poobklejana przeróżnymi naklejkami i udała się do łazienki. Łazienka, w której właśnie przebywała nie wyróżniała się niczym specjalnym. Białe ściany, wyłożone kafelkami w tym samym kolorze. Błękitne zasłony w białe kwiaty, które wybrała sama, wielka wanna na środku i sporo szafek, w których znajdowały się różne kosmetyki, ale i apteczka. Jej mama zawsze dbała o to, żeby w domu znajdowało się przynajmniej kilka apteczek. Kiedyś była pielęgniarką, więc miała wielkie uczulenie na wszelkiego typu ostrożności. To właśnie ona oddałaby życie za swoją córkę. Jednak nie ma w tym nic dziwnego bo to przecież jej matka. 
Cassie zaczęła zdejmować swoją pidżamę, składającą się z krótkich, różowych spodenek w misie i białej bluzki na ramiączka, ukazując przy tym swoje odstające kości. Kiedy jej rodzice przyjeżdżali do domu, ona musiała zakładać duże ubrania i umiejętnie wymigiwać się od wszelkiego typu posiłków. Czasem dziwiła się, dlaczego jej rodzice nie zauważyli jeszcze zmiany w jej ciele i zachowaniu, ale zawsze usprawiedliwiała ich brakiem czasu dla swojej córki. 
Blondynka założyła swoje dresy na nogi, a później koszulkę. Następnie wyciągnęła grzebień i przejeżdżała nim po swoich długich, jasnych włosach. Wiele osób mówiło jej, że jest idealną osobą z idealną figurą i oczami. Jednak ona nie zgadzała się z tym. Nie sądziła, że jest piękna. Mogła jedynie potwierdzić komplementy o jej oczach. Duże, czekoladowe oczy zawsze przyciągały męską część jej szkoły. Ona również je lubiła. 
Wyszła z łazienki i skierowała się do kuchni. Wyjęła swój ulubiony czerwony kubek z pingwinkiem i wlała do niego wodę. Musiała sporo się napić, gdyż była bardzo spragniona. Kiedy wypiła zawartość kubka postanowiła udać się do salonu i pooglądać jakiś serial, czy komedię. Usiadła na kanapie i włączyła telewizor. Jej oczom ukazał się film, który znała bardzo dobrze. Now is good. Film, który wywołał w niej tyle łez, a zarazem uśmiechu. Historia młodej dziewczyny, niemającej szansy na przeżycie. Historia miłości. Historia szczęścia, a zarazem smutku. Szybko pobiegła do łazienki i wzięła dwie paczki chusteczek. Wiedziała już, co wywoła u niej ten wspaniały film. Pod głosiła nieco i z uśmiechem na twarzy zaczęła oglądać. Tessa wydawała się jej osobą bardzo silną. Nie bojącą się śmierci. Wiedziała, że umrze i chciała zrobić to, czego wcześniej nie mogła. 
Tak, jak się spodziewała pod koniec filmu nie mogła opanować łez. Lały się ciurkami po jej czerwonych policzkach. Jednak nie chciała opanowywać emocji. Chciała troszkę się wypłakać, a film okazał się dobrą okazją do tego. Dobre kilkanaście minut zajęło jej uspokojenie się i wrócenie do normalnego stanu. Kiedy już się to stało postanowiła wyjść na spacer. Często to robiła, a zwłaszcza wieczorami. Wyjrzała przez okno i zobaczyła, że się już ściemnia, więc pobiegła do swojego pokoju i wygrzebała kwiecistą spódnicę i białą bluzkę na grubych ramiączkach. Dołożyła do tego swoje białe trampki, które były jej ulubionymi, a na plecy zarzuciła jeansową kurtkę. Nie brała telefonu, gdyż nie miała po co. Wyszła z domu, zamykając go przy tym. Nie chciała wrócić do domu i nie zastać nic. Może jej ulica należała do spokojnych i nie było tu wielu złodziei, ale wolała zachować ostrożność. Nie wiadomo przecież, co komu przyjdzie do głowy, prawda? 
Wyszła z domu i skierowała się w boczną uliczkę z zamiarem pójścia w swoje ulubione miejsce na wybrzeżach parku niedaleko jej domu. Szła, rozmyślając o swoim życiu, kiedy usłyszała krzyk. Wzdrygnęła się i schowała za drzewem niedaleko i obserwowała zajście, które odbywało się kilka metrów przed nią.
-Nie żyjesz, kurwa - usłyszała męski, donośny głos.
Próbowała rozpoznać twarze, jednak nie widziała zbyt wiele. Mogła jedynie powiedzieć, że stała tam trójka wysokich mężczyzn w ciemnych ubraniach i jeden, który leżał na ulicy i był bity przez jednego z nich. Nie chciała na to patrzeć, jednak stała tam, jak oczarowana. Nie mogła się ruszyć. Jej ciało było, jak z waty i pewnie gdyby teraz spróbowałaby uciec to wywróciłaby się, a tamci zabiliby ją. 
-Nie wiedziałem, że on to wykorzysta - pisnął chłopak leżący na ziemi.
Łza spłynęła po jej policzku. Wiedziała, co go teraz czeka. Coś przed czym stara się uciec kilka milionów ludzi na świecie. Śmierć.
-Teraz to już twój problem - zaśmiał się inny.
I wtedy stało się coś, czego tak bardzo się obawiała.
Najwyższy z nich nacisnął spust i wystrzelił prosto w głowę bezbronnego chłopaka. Kiedy usłyszała huk z pistoletu podskoczyła. Chciała, jak najszybciej znaleźć się w domu. Niepotrzebnie wychodziła na spacer. Lecz wiedziała już, co zrobi jutro. Pójdzie na policję. 

-Widzimy cię - usłyszała po chwili.
Spojrzała przed siebie i zobaczyła tych samych mężczyzn, którzy zbliżali się do niej. Nie wahając się ani dłużej zaczęła biec. Biegła tyle, ile tylko miała sił w nogach. Musiała znaleźć się w domu, jak najszybciej. Inaczej mogłaby skończyć na cmentarzu, czy zakopana w ziemi. Słyszała kroki za sobą, więc wiedziała, że biegną za nią. Nie mogła się poddać. Wiedziała, że musi biec, jak najszybciej. To mogło ją jedynie uratować. 
Kiedy zobaczyła swój dom przyśpieszyła jeszcze bardziej. Trzęsącą się ręką wyjęła klucze i jak najszybciej wpadła do domu. Kiedy wchodziła nie widziała już tych samych osób, które zabiły człowieka. Drżącą dłonią zamknęła drzwi i opadła na kanapę. Starała opanować łzy cisnące się do jej oczu, jednak nie mogła. Już po chwili płakała, jak małe dziecko. Nie mogła nic na to poradzić. Przecież właśnie widziała morderstwo. To nie jest normalny widok spotykany codziennie na swojej drodze. Jednak teraz czekało ją coś gorszego. Samotna noc w domu. Prawdopodobnie mordercy widzieli, gdzie mieszka, więc bez problemu mogli ją z nocy zabić, czy udusić. Na samą myśl o tym przeszły ją ciarki wzdłuż kręgosłupa. Chciałaby cofnąć czas i nigdy nie iść na ten cholerny spacer, który prawdopodobnie zmienił jej całe życie. Teraz w głowie miała same najgorsze i najmroczniejsze scenariusze. Przecież mogą ją zaatakować, gdziekolwiek będzie. Sklep, park, kino, a nawet swój własny dom, który powinien być ochroną, a nie łatwym celem do śmierci. Teraz nikt jej nie pomoże. Została z tym sama. Sama, jak palec. Jej rodzice są przecież setki tysięcy kilometrów stąd. Nie przyjadą na jej zawołanie od tak. Jednak miała jeszcze jedną osobę, która zrobiłaby dla niej wszystko. Jenny. Szybko ruszyła do kuchni w celu znalezienia swojego telefonu. Musiała do niej napisać. Nie chciała być dzisiaj sama. Rano mogłoby jej nie być. Drżącymi rękoma wypisała wiadomość na klawiaturze.
Potrzebna mi twoja pomoc. Musisz przyjść do mnie. Szybko.
  Miała nadzieję, że przyjaciółka szybko ją odczyta, co okazałoby się jej zbawieniem. A co jeśli zabiją ją, kiedy będzie przed jej domem? Takie myśli nawiedzały Cassie. Wtedy usłyszała huk z salonu. Zastygła w bezruchu.
-Jestem martwa - mruknęła sama do siebie.
Chwiejnym krokiem podeszła do okna. Było rozbite. Obok niego leżała jakaś cegła z kartką. Kiedy dziewczyna chciała ją podnieść kawałek szkła wbił się w jej rękę, uszkadzając ją. Była w krwi, jednak dziewczyna chciała tylko odczytać, co napisane jest na kartce.
"Jeśli chcesz przeżyć zadzwoń na 911."
Przestała oddychać. Nie mogła uwierzyć w to, co się właśnie stało. Całe jej życie legło w gruzach przez jeden spacer.


Mamy rozdział pierwszy. Jak wam się podoba? Od razu przepraszam za to, że jest taki krótki, jednak nie mogłam go rozwinąć, by nie popsuć wam akcji. Mam nadzieję, że się wam podoba.
CZYTASZ=KOMENTUJESZ

wtorek, 18 czerwca 2013

Prologue

Drodzy rodzice,
Pewnie żaden z was nie zobaczy tego listu, a ja wcale bym tego nie chciała, ale postanowiłam go napisać. Może wtedy będzie mi lżej? Ale wracając do rzeczy. W tym liście chciałabym opowiedzieć wam wszystko. Wszystko, co dręczy mnie już od jakiegoś roku. Nie wiem, czy nie widzicie, czy po prostu nie chcecie widzieć, jak schudłam. Pewnie jesteście tak zapracowani, że wcale tego nie zauważacie. Ja nie mam do was pretensji o to, że pracujecie całymi dniami, gdyż wiem, że chcecie dla mnie, jak najlepiej. Chcecie, żebym skończyła szkołę i poszła na jakieś dobre studia. Jednak ja nie wiem, czy tego chce. Pieniądze nie są mi potrzebne do szczęścia. Potrzebuje jedynie zdrowia. Tak, jak już wspominałam schudłam. Schudłam i to bardzo dużo, bo aż ponad piętnaście kilogramów. Już wtedy myśleliście, że jestem chuda, a ważyłam nieco ponad sześćdziesiąt kilo. Teraz waga spadła do czterdziestu. Jednak uważam, że to wciąż mało.  Czuje się dobrze, jednak chciałabym abyście to wiedzieli. Jest mi przykro, kiedy nie zauważacie moich wystających kości, czy bioder. Jednak może powinnam się o to sama obwiniać? Może nie możecie zauważyć tego, że nic nie jem, gdyż za dobrze to robię? Może to również przez to, że zakładam ubrania, dzięki którym nie widać tego, jak jestem chuda  szczupła. Nie czuje się dobrze z tym, że was okłamuje, lub z tym, że nie jem. Czasem wcisnę w siebie jakieś jabłko, czy jogurt. Jednak potem cały dzień czuje się dziwnie. Tak, jakby ktoś wypchał mnie watą. Gdybyście przeczytali ten list, zapytalibyście pewnie dlaczego to robię. Odpowiedź jest prosta. Pamiętacie Noel'a? Tak. Noel'a. Noel'a, którego tak uwielbiałyście i który był moim chłopakiem. To on wmawiał mi, że jestem zbyt gruba i nie powinnam tyle jeść. Tak. Może to dziwne, ale przez niego straciłam swoją samoocenę i przestałam jeść. Czasem było trudno. Byłam już tak głodna, że nie mogłam mówić, ani leżeć. Wtedy chciałam umrzeć. Ale postanowiłam sobie jedno. Nigdy nie przytyję. Nie będę znów narażała się na niemiłe słowa od ludzi. Nienawidzę ich. Wszyscy, bez wyjątku są kimś w rodzaju mordercy. Jednak nie mordercy, który zabija ludzi. Mordercy, który zabija duszę człowieka. Zabija ją po drodze torturując. Bo co zrobiłaby osoba, która blisko przez sześć miesięcy byłaby upokarzana przez osobę, którą kochała? Teraz stwierdził, że jestem zbyt chuda i koścista, więc nie może ze mną być. I to kolejny powód, dla którego uważam, że ludzie to potwory. 
Oczywiście na świecie istnieją jeszcze dobrzy ludzie. Przykładem numer jeden jest nasz sąsiad. Pamiętacie jeszcze pana Green'a? Tak. To on pomaga mi często i zawozi mnie do szpitala, gdy nie czuję się zbyt dobrze, czy do kliniki, w której jestem dość częstym gościem. Tak. Często uczęszczam do kliniki zdrowia. Tam są ludzie tacy, jak ja. Każdy rozumie każdego i chętnie go wysłucha. Często mi pomagają. 
Na koniec chciałabym powiedzieć wam, jak bardzo was kocham. Nie znoszę tego, kiedy wyjeżdżacie. Nie znoszę tego, jak zostawiacie mnie samą w tym wielkim mieście, jakim jest Los Angeles i wyjeżdżacie na kilka miesięcy do Londynu, czy Paryża. Nie lubię zostawać sama w tym ogromnym domu. Mam nadzieję, że niedługo wrócicie i spędzimy razem trochę czasu.
Wasza kochająca was córka, Cassie.